Custom Bionicles PL
Advertisement

Autor: Kośka

"Zdolności"
Brak obrazka
Seria Pamiętniki Kraahkan
Narracja w pierwszej osobie
Główny bohater Multi-Kraahtoka Kraahkan
Miejsce akcji Igni-Nui, Archipelag
Drugiego Ducha
Autorzy Kośka
Długość: 4
 


Trudne życie[]

  • Żyło mi się nie najgorzej. Jednak pewnego razu stało się coś, co mną wstrząsnęło. Rozumiałam już słowa, choć nie umiałam mówić. Posługiwałam się mową gestów.
  • – Od dzisiaj koniec z prostymi ćwiczeniami. Od dzisiaj będziemy ćwiczyć poważne sposoby użycia Cienia – powiedziała Vortixxa, nazywana Nuxa.
  • „O nie...” – przestraszyłam się. – „Przecież nie umiem nawet zadać prostego ciosu z użyciem Cienia...”.
  • Nuxa uniosła dłonie, wystawiła jedną nogę w przód i w jej palcach pojawiła się czarno-fioletowa mgiełka. Powiększyła się i zrobiła mniej przezroczysta. Rzuciła nią w kukłę, tym razem uzbrojoną w kilka świec. Świece natychmiast zgasły, a materiał zaczął się powoli rwać.
  • Roai podeszła do mnie. Zawsze „mówiła” do mnie dłońmi. Pokazała „nie musisz”. Ja na to uformowałam dłonie w: „muszę”. Jednak nie udawało mi się. Raz, drugi, trzeci... Nic.
  • Lekcja zakończyła się dość wcześnie. Nuxa stwierdziła, że przyda nam się przerwa. Poszłam korytarzem, nie wiedząc, co mnie czeka. Usłyszałam kogoś. Czyiś szept. Zajrzałam do pokoju, tak cicho, jak mogłam. Na środku pokoju stała Nuxa. Rozchyliła ręce na boki. Zauważyłam, jak jej cień niby się rozdwaja. Z cienia wydobyła się czarna postać...
  • Nuxa podeszła do wyjścia, czarna postać zniknęła. Schowałam się za zakrętem. Poszła w drugą stronę. Weszłam do pokoju i spojrzałam na zwój, leżący na biurku.
Cienista Kopia
  • Nagłówek zdziwił mnie. Doczytałam do końca. Przypomniałam sobie jednak, że muszę wracać na lekcję. Pobiegłam jak najszybciej.
  • Zdążyłam. Już nie ćwiczyłam Kulistego Cienia. Ćwiczyłam Cienistą Kopię. Nie wychodziła mi, to oczywiste. Ale od tamtej pory ciągle ćwiczyłam tylko to.
  • Ale tak łatwo nie było... Zbliżał się ważny egzamin...

Egzamin[]

  • W końcu nadszedł ten dzień. Siedziałam na krześle obok drzwi do sali. Roai wyszła.
  • „Nie martw się. Nie takie trudne.”
  • Weszłam. Nuxa spojrzała na mnie wzrokiem zimnym jak lód.
  • – Tworzenie twardego Cienia – rzekła oschle.
  • Odetchnęłam głęboko. Uniosłam ręce, skupiłam się i... z moich palców poleciały tylko fioletowe iskierki. Nuxa zmarszczyła brwi. Inna, Kane, była lepszego zdania.
  • – Wytworzyła iskry. To nie tak źle. Starała się, jak mogła.
  • – Tak. Ale inne stworzyły przynajmniej barierę. A ona? Nie mogę ci tego zaliczyć.
  • Wyszłam ze zwieszoną głową. Szłam tak, szłam, aż wyszłam na zewnątrz.
  • – Co, nie udało się? – spytała Oinn, która nigdy mnie nie lubiła. Nie lubiła nikogo, oprócz siebie.
  • Uniosłam głowę.
  • – Oh, nie zaliczyłaś? Ojej, biedna Kakkan, szybkość to jednak nie wszystko? Oh, jaka szkoda, że teraz musisz wszystko powtarzać od początku...
  • Nie wytrzymałam. Z krzykiem rzuciłam się w jej stronę. Jednak z łatwością chwyciła mój nadgarstek i cisnęła mną w tył.
  • – I co? Wszyscy są lepsi od ciebie! Przyznaj, jesteś najgorszą z najgorszych, nigdy nie przywołałaś nawet cienia Cienia!
  • Zacisnęłam pięści. Ale uciekłam.
  • Usłyszałam coś. Znowu jej głos. Potem Roai.
  • – Nie będziesz najlepsza. Nie pozwolę, żeby była lepsza ode mnie – głos Oinn, potem świst przywołanego Cienia.
  • Odbiłam się od drzewa i stanęłam naprzeciw niej.
  • „Zostaw ją” – wszyscy u nas znali mowę dłoni.
  • – Bo co? Bo znowu spróbujesz coś mi zrobić? Pogódź się z tym, jestem najlepsza, nie mogłabyś mnie tknąć!
  • Uniosłam dłonie. Kciuki i palce wskazujące utworzyły trójkąt, podobnie jak przedramiona i barki. Między palcami zebrała się czarna mgiełka. Przeniosła się na dłonie i na mnie całą. Zobaczyłam, jak z mojego cienia wychodzi drugi i trzeci. Urosły z nich czarne postacie. Ja też zrobiłam się całkiem czarna. Wszystkie trzy stanęłyśmy naprzeciw jednej. Trzy odbicia, trzy ciosy. Jednak to nie wystarczyło. Wytrzymała.
  • Teraz wszystkie trzy uniosłyśmy dłonie. Dziewięć. Teraz dziewiątka, jakieś trzydzieści, osiemdziesiąt. Sto sześćdziesiąt dłoni uniosło się w górę. Osiemdziesiąt czarnych piorunów. Koniec.
  • Szkoda mi było jednego, nie zdałam testu. Leżąca Oinn otoczyła się czarną mgłą i... na jej miejscu pojawiła się Nuxa.
  • – Zdałaś.

Znowu sobą[]

  • Myślałam, że to dobrze. Ale nagle pod moimi nogami, na ziemi pojawił się skomplikowany symbol. Szybko podniósł się w górę. Zniknęłam.
  • Tuż przede mną stał Toa. Zaciskał palce na mojej piersi. Przypomniałam sobie, to był dokładnie ten moment. Zza mojego przeciwnika wyłoniła się czarna postać i chwyciła go za ramię.
  • Obie zaatakowałyśmy. Toa upadł na ziemię. Szybko wstał. Jego twarz zaświeciła i zniknął.
  • Wtedy postanowiłam. „Ku Archipelagowi Drugiego Ducha” – pomyślałam.
  • Następnego dnia rano już płynęłam łodzią na nieznany sobie arcipelag.
  • Na drodze wodnej stanęło mi dziwne stworzenie. Przypominało jednego z naszych, ale jego twarz była połyskująca i dziwnie sztywna. Cały taki był. I dziwnie się poruszało. Ono... szło po wodzie!
  • „Kim jesteś?” – przekazałam.
  • „Jestem Xeria, Makuta” – odmyślała.
  • Makuta stanęła na drodze mojej łodzi.
  • „Zejdź z drogi.”
  • „Ani myślę.”
  • Uniosłam dłoń do góry i... nic się nie stało. Zmarszczyłam brwi.
  • Makuta uniosła ręce i mruknęła coś pod nosem. Z jej rąk wystrzeliła ręka z cienia, która uderzyła w łódkę i wpadłam pod wodę. Opadałam bezwładnie pod wodę. Przypomniałam sobie, że mam nad nią kontrolę, więc wyciągnęłam ręce i utworzyłam z nich Znak. Podniosłam się na powierzchnię.
  • Xeria wykonała kilka szybkich gestów, wymawiając przy tym niezrozumiałe słowa. Z wody wyłoniła się wielka paszcza. Paszcza, która wyglądała jak głowa węża, tylko miała więcej zębów.
  • Smok wodny już miał mnie uderzyć, zasłoniłam się ręką, kiedy... Nie wiadomo skąd pojawili się Calix i Kadin. Zasłonili mnie i wpadli do wody. Leżeli obaj, bezwładni, atak był zbyt mocny.
  • „To już twoja walka, Kraahkan” – pomyślał Calix.
  • Pierwszy raz do mnie pomyślał i pierwszy raz pomyślał moje imię. Podniosłam głowę i spojrzałam na Xerię. W moich oczach pojawiły się fioletowe ogniki. W moich dłoniach zabrała się czysta energia. Smok chciał uderzyć w Kadina, lecz chwyciłam go i odskoczyłam. Teraz zaatakował Calixa. Byli razem ciężcy, ale jakoś musiałam dać radę...
  • Ich ciała zaświeciły. Wszystko zniknęło mi z przed oczu. Zasłoniły mi to fioletowo-czarne kręgi. Poczułam, jakbym znowu zmieniała skórę. Dziwne uczucie w skrzydłach, nogach... Kręgi rozmyły się i stałam znowu na wodzie. Spojrzałam na swoje ręce. Były... czerwone. Ale to było nieważne. Chwyciłam Ostrze Burzy i... Ostrze Burzy też się zmieniło... teraz miało ostrza z obu stron.
  • Zamachnęłam się i fioletowe błyskawice pochłonęły smoka. Wyciągnęłam dłoń. Poczułam wiatr... Silny wiatr zerwał się nagle. Rozłożyłam skrzydła. I poleciałam. Czułam, jak wiatr je przeszywa... Nie były już skrzydłami nietoperza...

Na innym archipelagu[]

  • W końcu dotarłam do brzegu. Nawet ryby wyglądały dziwnie. Jakby były pokryte metalowym pancerzem, a nie łuskami. Wyczerpana padłam na piasek.
  • Kiedy otworzyłam oczy byłam w jakimś dziwnym pomieszczeniu, związana mocną liną. Próbowała zerwać więzy, ale były zbyt grube. Usłyszałam czyiś głos, a że podczas mojej podróży międzywymiarowej nauczyłam się mowy, zrozumiałam rozmowę.
  • – Wygląda jak jedna z Makut – mówił ktoś.
  • – Nie do końca. Jeśli Makuta, to jakaś dziwna. A poza tym dawno zniszczyliśmy Makuty!
  • – Widać jakieś się ostały. Używamy Kanohi Axoni, czy zwyczajnie rozwalimy.
  • – Co? Wiesz jaki to okaz? Można ją dać do archiwum! A Axoni jest zbyt cenna, żeby jej używać, kiedy tylko sobie tego zażyczysz.
  • Udało mi się, rozprostowałam skrzydła, które okazały się na tyle ostre, żeby przeciąć więzy. Cicho podeszłam do wyjścia.
  • – Czekaj, słyszę coś – powiedział drugi głos.
  • – Co? A, tak, Kanohi Arthron...
  • – Cicho! – powiedział głos głośnym szeptem.
  • Z prostokątnego otworu wyszła istota, która wydała mi się znajoma. Tak, Toa. Cały szary. Za nim zielony.
  • – Hej, ty! Co ty tam robisz? – twarz zielonego zaświeciła i jakaś niewidoczna siła pchnęła mnie na ziemię. – Też mi Makuta! Zwykły Rahi.
  • Próbowałam się podnieść, ale nie mogłam. Szary podniósł palcem moją głowę.
  • – Faktycznie, to nie może być Makuta. Oddycha, ma Iskrę Życia... Tak, to Rahi.
  • Skrzywiłam się w złości. W jego głosie wyczułam pogardę. Nagle szary Toa z krzykiem chwycił się za głowę. Padł na ziemię i zaczął się po niej wić. Ten drugi spojrzał na mnie groźnie, ale kiedy tylko to zrobił również padł na ziemię. Niewidzialne więzy ustąpiły.
  • Wybiegłam z pomieszczenia. Wzdłuż długiego korytarza szedł jakiś czerwony Toa. Otworzył szeroko oczy i zaczął wołać: „alarm”.
  • Biegłam dalej, ale zaraz pojawili się Toa. W jednej chwili trzymało mnie już kilku. Szamotałam się, ale to nic nie dawało.
  • – Szybciej tam z tą maską! – krzyknął któryś.
  • Jakiś rażąco biały podszedł do mnie z jakąś dziwną maską. Niewątpliwie była ona z metalu. Postawił ją na ziemi, przede mną i cofnął się, trzęsąc się ze strachu. Inni puścili mnie, ale znowu poczułam niewidzialne więzy. Bałam się, że to coś złego i żałowałam, że nie zostałam w tamtym wymiarze...

Coś dziwnego...[]

  • Maska przez chwilę wyglądała jak zwykły kawałek metalu. Po chwili podniosła się w górę, do poziomu moich oczu. Wcześniej szarawa, teraz zrobiła się rażąco biała.
  • Próbowałam się uspokoić, ale tylko denerwowało mnie to, że mi się nie udaje. Spojrzałam na maskę. „Nie dam się straszyć jakąś maską!” – pomyślałam. W tym samym momencie maska znowu stała się szara i spadła na ziemię.
  • Wszyscy Toa wytrzeszczyli oczy, wpatrując się w maskę. Nawet więzy puściły. Rozprostowałam skrzydła. Korzystając z niedawno zdobytej mocy przywołałam wietrzny prąd, który uniósł mnie w górę. Toa nadal stali niby stalowe posągi.
  • Usłyszałam świst. Rozglądnęłam się i zobaczyłam Xerię. Nie miałam już przy sobie Ostrza Burzy, nie mogłam już się obronić błyskawicami.
  • Nagle poczułam, że tracę siły. Spadałam na ziemię, nagle wyczerpana. Nie poczułam już nawet uderzenia, a jedynie oddalony, cichy dźwięk, jakbym była nadal w górze.
  • Otworzyłam oczy. Stał nade mną, co to było? Niski Toa? Nie, aż tak niski?
  • – Witaj, Kraahkan.
  • „Kim jesteś?”
  • – Jestem Turaga Orua. Odnalazłem cię w wielkiej dziurze w ziemi. Byłaś nieprzytomna.
  • „Chwileczkę, skąd wiesz, że nazywam się Kraahkan?”
  • – Przepowiednia. Widzisz, słyszałem o tym, co się wydarzyło wczoraj.
  • „Jaka jest ta przepowiednia?”
  • – „Światło niesie radość, światło niesie przyjemność. Cień zaś smutek i ból”.
  • „I?”
  • – Znalazłaś swoją moc, Kanohi. To Kanohi Heruk, Kanohi Wewnętrznego Świata.
  • „Co? Więc... do czego służy?”
  • – Pozwala kontrolować uczucia. Dlatego cię nie zabiłem. Trzeba wydobyć z ciebie tę Kanohi, jest niebezpieczna.
  • Zrozumiałam. Chciał zabrać mi moją moc. Wpadłam w gniew. Podniosłam dłoń. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie, a po chwili...
  • ...Już nie byłam tam, gdzie byłam. Rozejrzałam się. Mnóstwo skał i pajęczyn. Poszłam przed siebie. Zobaczyłam jakiś zwój. Dotknęłam go i w jednej strony w mojej pamięci pojawiła się pewna opowieść... Opowieść Pamiętnika Znalezionego W Jaskini. „Muszę być w jego umyśle” – pomyślałam.
  • Tuż obok był okrągły otwór w ścianie. Zabezpieczała go deska. Naparłam na deskę i udało się. Weszłam do środka. Zobaczyłam kilka wstążek i blaszek. Dotknęłam jednej z nich i z oddali usłyszałam skowyt. Nie spodziewałam się tego i przestraszona, nie panując nad ruchem dłoni, zerwałam wstążkę. Usłyszałam przeraźliwy krzyk. „Koniec. Mam dość jego umysłu” – pomyślałam.
  • W tym samym momencie pojawiłam się z powrotem przed Oruą. Teraz jednak... wił się po ziemi. Zobaczyłam, że krwawi...
Cisza.
– Hej! – krzyknęła mała. – I co dalej?
– To już koniec.
– Jak to? Musiało być coś dalej!
– Oczywiście. Ale o tym nie chcę wspominać. Może innym razem. Ale to będzie już...
Advertisement